Szymon Krawiec, „Wprost”: Kobietom w Polsce jest trudniej w biznesie niż mężczyznom?
Dr Sylwia Mokrysz: Kobiety wciąż muszą czasem udowadniać swoją wartość, szczególnie w tradycyjnych branżach czy strukturach, gdzie stereotypy jeszcze się utrzymują. Ale z drugiej strony, widzę coraz więcej fantastycznych kobiet na wysokich stanowiskach, w zarządach, prowadzących własne firmy. To mnie ogromnie cieszy.
W naszym przypadku, w Mokate, nigdy nie czułam się dyskryminowana ze względu na płeć, być może dlatego, że dorastałam w firmie, gdzie liczyły się przede wszystkim kompetencje, zaangażowanie i odpowiedzialność. Ale zdaję sobie sprawę, że nie każda kobieta ma takie warunki startu. Dlatego wspieram inicjatywy, które pomagają kobietom w biznesie – mentoring, edukację, sieci kontaktów. Bo kobiecy punkt widzenia jest w biznesie niezwykle potrzebny i wartościowy.
Na 140 spółek z warszawskiej giełdy tylko 3 kobiety pełnią funkcje prezesek. W dodatku bardzo wolno rośnie ich udział w zarządach. Dlaczego pani zdaniem tak mało Polek na wysokich stanowiskach?
To złożone zjawisko, ale moim zdaniem kluczowe są dwa czynniki: mentalność i system. Mentalność, czyli pewne zakorzenione przekonania, że kobieta ma „inne” obowiązki, że nie powinna być zbyt ambitna, że przywództwo to domena mężczyzn. Na szczęście to się zmienia, ale zmiany kulturowe zawsze wymagają czasu.
Drugi aspekt to system – brak realnego wsparcia dla kobiet, które łączą karierę z macierzyństwem, zbyt mało elastycznych form pracy, mało mentoringu czy programów rozwoju liderskiego skierowanych do kobiet.
Z mojego doświadczenia wynika, że kobiety są świetnie przygotowane do zarządzania – potrafią łączyć twarde dane z intuicją, są odpowiedzialne, nastawione na relacje i długofalowe cele. Potrzebują tylko więcej przestrzeni i zaufania, by mogły to pokazać. Sama staram się dawać dobry przykład, ale też wspierać inne kobiety w biznesie.
Czytaj też:
W firmie do śmierci? Sukcesja z perspektywy założyciela
Irena Eris mówiła, że w polskim biznesie jest mało kobiet, bo męski świat jest wręcz mafijny i nie pozwala kobietom awansować.
Rozumiem, skąd mogą brać się takie słowa – rzeczywiście, przez lata kobiety często spotykały się z barierami, których mężczyźni po prostu nie doświadczali.
Czy nazwałabym to „mafijnym układem”? Osobiście wolę mówić o zamkniętych strukturach, w których brakuje różnorodności i świeżego spojrzenia. To bardziej kwestia przyzwyczajeń i schematów niż złej woli. Ale faktem jest, że kobiety nie zawsze mają równy dostęp do kluczowych decyzji czy sieci kontaktów, które w biznesie są niezwykle ważne.
Dlatego trzeba mówić o tym głośno i budować bardziej otwarte środowisko. Każda zmiana zaczyna się od świadomości. Ja wierzę, że firmy prowadzone w sposób inkluzywny – gdzie jest miejsce dla różnych perspektyw, także kobiecych – są po prostu lepsze, bardziej zrównoważone i nowocześniejsze.
Z drugiej strony mamy unijną dyrektywę „Kobiety w zarządach”, która stanowi, że do połowy 2026 r. kobiety powinny zajmować 40 proc. najwyższych stanowisk w spółkach. Czy takie przymuszanie do pewnego parytetu jest pani zdaniem dobre?
To temat, który budzi emocje – i słusznie, bo dotyka głęboko zakorzenionych przekonań i struktur. Osobiście wierzę w kompetencje, nie w parytety. Ale jednocześnie rozumiem, że jeśli przez dziesięciolecia kobiety nie miały równych szans, to czasem potrzebne są mocniejsze impulsy, by przyspieszyć zmianę.
Parytety nie powinny oznaczać sztucznego wyrównywania – tylko tworzenie realnych szans na rozwój i awans.
To narzędzie, które może zadziałać dobrze, jeśli pójdzie w parze z inwestycją w edukację, mentoring i wspieranie kobiet w zdobywaniu kompetencji liderskich.
Z perspektywy firmy rodzinnej, jaką jest Mokate, zawsze stawialiśmy na osoby, które wnoszą odpowiednie wartości – niezależnie od płci. Ale wiem, że nie w każdej organizacji tak to działa. I jeśli dyrektywa ma być katalizatorem pozytywnej zmiany, to jestem za.
Różnorodność w zarządach to nie tylko kwestia sprawiedliwości – to po prostu się firmom opłaca.
Co pani zdaniem można byłoby jeszcze zrobić, aby ułatwić kobietom start w biznesie?
W ostatnich latach powstało w Polsce wiele organizacji, których celem jest pomoc młodym ludziom, a w szczególności młodym kobietom, na początku swej biznesowej drogi. Wiele z nich wspierałam i wspieram w dalszym ciągu, między innymi program „Debiutantki” czy „Perły Podbeskidzia” – promujący wyjątkowe kobiety.
Młodym bizneswomen poradziłabym skupić się na celu i konsekwentnie dążyć w jednym, wytyczonym kierunku. Należy patrzeć do przodu, a nie w tył. Nie można roztrząsać tego, co było, bo wtedy umykają nam sprawy bieżące. Nowe szanse i nowe wyzwania są zawsze ciekawsze...
Na naszej Liście 100 najbogatszych Polaków jest zaledwie kilka pań. Z kolei kiedy co roku publikujemy Listę 50 najbogatszych Polek, to słyszymy, że to tylko liga żon, czyli pań, które są bogate, bo dobrze wyszły za mąż.
To bardzo krzywdzące uproszczenie. Oczywiście, nie można zaprzeczyć, że w niektórych przypadkach majątek wynika ze wspólnego życia z partnerem biznesowym. Ale nawet jeśli tak było – to czy to coś ujmuje tym kobietom? Przecież często to one wnoszą kluczowe kompetencje do rodzinnych firm, rozwijają je, modernizują, prowadzą na nowe rynki.
Patrząc na kobiety biznesu, które znam – wiem, ile pracy, determinacji i poświęceń za tym stoi. I naprawdę, przyszedł już czas, byśmy zaczęli oceniać sukces przez pryzmat tego, co ktoś zbudował, a nie przez to, z kim dzieli życie.
Lepiej się pani pracuje z mężczyznami czy z kobietami?
Najlepiej pracuje mi się z ludźmi kompetentnymi, zaangażowanymi i otwartymi na współpracę – bez względu na płeć. W Mokate mamy bardzo zróżnicowany zespół i uważam to za nasz ogromny atut.
Dla mnie kluczem jest wzajemny szacunek i wspólne wartości. Cenię osoby, które potrafią rozmawiać, słuchać, przyjmować odpowiedzialność. Jeśli tak jest – to naprawdę nie ma znaczenia, czy po drugiej stronie stołu siedzi kobieta, czy mężczyzna.
W wielu rodzinnych przedsiębiorstwach to mężczyźni są twarzami biznesu. U państwa było inaczej i to mama Teresa była twarzą firmy. Innowacyjne jak na tamte czasy podejście.
Tak, to prawda – mama zawsze była i jest sercem Mokate. To ona stworzyła fundamenty firmy i nadała jej wyjątkowy charakter. W czasach, kiedy kobiety w biznesie nie były jeszcze tak powszechne, odważnie i konsekwentnie budowała markę, która dziś jest rozpoznawalna nie tylko w Polsce, ale i na wielu rynkach zagranicznych. Nie można jednak zapomnieć o ogromnym wsparciu mojego taty – zawsze stał u jej boku.
Jestem z tego bardzo dumna, bo pokazuje to, że sukces nie zależy od płci, a od pasji, wizji i ciężkiej pracy.
W naszej rodzinie zawsze ceniliśmy różnorodność i to, że każdy może wnieść coś wartościowego – niezależnie od tego, czy jest kobietą, czy mężczyzną.
Dziś sama również staram się kontynuować tę otwartość i dbać o to, by Mokate było miejscem, gdzie każdy ma szansę rozwoju i realizacji swoich pomysłów.
Mama zajmowała się firmą, to kto zajmował się domem? Czy udało jej się godzić sprawdzanie pani zeszytów ze szkoły z pilnowaniem produkcji w Mokate?
To było naprawdę trudne – łączyć te dwie role. Mama była nie tylko szefową firmy, doskonałym handlowcem i organizatorem, ale również dbała o dom i rodzinę. Myślę, że to dzięki temu nauczyłam się, jak ważna jest organizacja i umiejętność łączenia różnych obowiązków. Oczywiście nie zawsze było łatwo – ale mama dawała przykład, że można być skutecznym liderem i jednocześnie kochającą mamą.
Co najważniejsze, budowała wokół siebie atmosferę wzajemnego szacunku i otwartości – zarówno w domu, jak i w firmie. Potrafiła rozmawiać, słuchać i być blisko, mimo ogromu obowiązków. Tego też się od niej nauczyłam – że dobra komunikacja to podstawa każdej relacji, niezależnie od tego, czy chodzi o rodzinę, czy zespół w pracy. Była i jest dla mnie wielką inspiracją.
Rodzice zachęcali panią do wejścia w rodzinny biznes czy raczej próbowali panią chronić przed tym wyzwaniem?
Zawsze mnie wspierali i wierzyli, że mogę odnaleźć się w biznesie, jeśli tylko tego chcę. Nigdy nie słyszałam od nich, że „to nie dla mnie” – wręcz przeciwnie, rodzice pokazywali mi, jak ważna jest ciężka praca, odpowiedzialność i pasja.
Czytaj też:
Prawie połowa Polaków nie chce własnego biznesu. Wskazują cztery bariery
Pamiętam okres tworzenia Mokate – pomimo tego, że razem z bratem byliśmy bardzo młodzi, rodzice angażowali nas w sprawy firmy. Nie pod presją, ale w zakresie wymiany myśli i długich rozmów. Podczas jednej z nich zrodził się pomysł by zmienić nazwę firmy z „Mokrysz”.
Siedzieliśmy nad kartkami papieru z różnymi propozycjami. W końcu wyłoniła się nazwa MOKATE: MOkrysz, KAzimierz, TEresa. Była idealna, dźwięczna, łatwa do zapamiętania. A przy tym mocno związana z nasza rodziną.
W młodym wieku często przychodzi refleksja: „Mam wybór, mogę zrobić coś po swojemu”. Też pani przez to przechodziła?
To naturalne, że młoda osoba zastanawia się nad swoją przyszłością i szuka własnej drogi. Jednak od początku wiedziałam, że chcę iść w kierunku wyznaczonym przez rodziców.
Przecież Mokate było obecne w moim życiu od najmłodszych lat... Było częścią mojego życia. Wiedziałam i czułam, że to, co rodzice zbudowali, to nie tylko biznes – to wartości, które są dla mnie bardzo ważne: odpowiedzialność, szacunek do ludzi, dbałość o jakość i rodzinne więzi.
Kontynuuję to, co rozpoczęli rodzice, łącząc tradycję z nowoczesnością. Staram się wnosić do Mokate coś nowego i wyjątkowego.
W 2023 roku, założyłam Instytut Badań Rynku Kawy i Herbaty (z siedzibami w Ustroniu oraz w Londynie), gdzie prowadzimy badania oparte o metody naukowe w obszarze zachowań przedsiębiorstw na rynku żywności i napojów, w tym na rynku kawy i herbaty. Oprócz analizy rynku kawy i herbaty, Instytut popularyzuje wiedzę na temat tych fascynujących napojów. Integruje środowiska naukowo-badawcze i biznesowe, wliczając w to uczelnie wyższe oraz ludzi rozpoczynających swoją karierę w biznesie.
Jest to niejako podsumowanie moich pasji kawowo-herbacianych.
Kiedy dziecko wchodzi do rodzinnego przedsiębiorstwa, to często musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy znajdzie wartość dla siebie w tej firmie, czy tę firmę w ogóle lubi, jaką rolę chce w niej pełnić? Pani tę wartość dla siebie w Mokate znalazła?
To prawda, że młode pokolenie często chce się wykazać i pokazać, że potrafi stanąć na własnych nogach. Jednocześnie wiem, jak ważne są fundamenty, które stworzyli mi rodzice. To dzięki nim miałam możliwość uczyć się, rozwijać i zdobywać doświadczenie w dobrze zorganizowanym środowisku. Nie traktuję tego jako ograniczenia, lecz jako ogromny kapitał, z którego cały czas korzystam.
Myślę, że prawdziwy sukces to umiejętność łączenia szacunku dla tradycji z własną wizją i odwagą do zmian. I to staram się realizować na co dzień.
Co jest najtrudniejszego w pracy w firmie rodzinnej?
Najtrudniejsze jest chyba pogodzenie dwóch światów: rodzinnego i biznesowego. To, co łączy nas na co dzień jako bliskich sobie ludzi, czasem może być źródłem napięć – zwłaszcza gdy trzeba podejmować trudne decyzje biznesowe.
Mama nauczyła mnie, jak ważne są wartości takie jak szacunek, uczciwość i odpowiedzialność – to one są fundamentem, na którym opiera się nasza firma. Dzięki niej wiem, że w biznesie nie można iść na skróty, a trudne rozmowy i decyzje wymagają nie tylko racjonalności, ale też empatii i wzajemnego zrozumienia.
Trzeba umieć postawić firmę na pierwszym miejscu, ale też nie zapominać o rodzinie i szacunku do siebie nawzajem. Kluczowe jest uznanie, że każdy może patrzeć na sytuację z innej perspektywy – i że warto te różne punkty widzenia uszanować i wziąć pod uwagę.
U nas ogromne znaczenie ma także wspólne podejmowanie decyzji – otwarta rozmowa, wysłuchanie siebie nawzajem. Wierzę, że właśnie dzięki wartościom, które wyniosłam od rodziców, Mokate jest dziś silniejsze.
Wszelkie raporty i badania dotyczące kondycji polskich firm rodzinnych jasno pokazują, że chociaż polscy przedsiębiorcy chcieliby swoje firmy dzieciom przekazać, to dzieci za bardzo przejmować ich nie chcą. Dlaczego pani zdaniem tak się dzieje?
To złożony temat. Z jednej strony rodzice bardzo często wkładają całe serce i życie w budowanie firmy, a z drugiej – młode pokolenie żyje w zupełnie innych realiach, ma inne aspiracje i oczekiwania.
Czytaj też:
Sukcesja to poważny proces. Potrzebni są dobrzy doradcy i rozsądna polityka państwa
Często młodzi chcą realizować się na własnych zasadach i niekoniecznie czują się gotowi lub zainteresowani przejęciem rodzinnego biznesu, który może być dla nich bardzo wymagający i obciążający emocjonalnie. To zrozumiałe – każdy chce znaleźć swoją drogę i pasję, a niekoniecznie iść ścieżką wyznaczoną przez rodziców.
Z kolei przedsiębiorcy często nie potrafią albo nie chcą dać wystarczającej przestrzeni na autonomię i rozwój własnych pomysłów młodemu pokoleniu, co może zniechęcać.
W Mokate mamy szczęście, bo udało nam się znaleźć sposób na pogodzenie tych oczekiwań i stworzyć przestrzeń do wspólnej pracy, gdzie każdy może wnosić swoje wartości i wizję.
Co zrobić, żeby dzieci chciały pracować w firmie rodzinnej i ją przejmować? Jest pani nie tylko menadżerką, businesswoman, ale też przecież matką – co robić, żeby kolejne pokolenie chciało w Mokate pracować?
Myślę, że kluczowa jest otwartość i szacunek dla indywidualności – ważne, żeby dzieci miały przestrzeń, by odkrywać swoje pasje i talenty, także poza firmą.
W Mokate staramy się budować kulturę, która jest atrakcyjna i inspirująca, pokazując, że biznes rodzinny to nie tylko obowiązek, ale też szansa na rozwój, realizację własnych pomysłów i wspólne tworzenie czegoś wartościowego. Bardzo zależy mi, aby nowe pokolenie miało swobodę i autonomię w wyborze swojej drogi, a jednocześnie mogło rozwijać swoje ambicje w atmosferze wzajemnego wsparcia.
Jako matka wiem, jak ważne jest, by nie tylko mówić o wartościach firmy, ale też je pokazywać w codziennym życiu. Chcę, żeby moje dzieci widziały, że praca w rodzinnej firmie to także satysfakcja, odpowiedzialność i realna możliwość wpływu na otoczenie.
Pani zdaniem Mokate za kolejnych 20-30 lat nadal pozostanie firmą rodzinną?
Wierzę, że tak, bo wartości i kultura, które budujemy, są głęboko zakorzenione w rodzinie. Mokate to nie tylko biznes, to przede wszystkim nasza wspólna historia i odpowiedzialność, którą chcemy przekazywać kolejnym pokoleniom.
Oczywiście, świat się zmienia bardzo dynamicznie, a firma musi się nieustannie adaptować do nowych realiów i wyzwań. Dlatego ważne jest, żeby kolejne pokolenia miały nie tylko więź emocjonalną z firmą, ale też świadomość konieczności innowacji i ciągłego rozwoju.
Jeśli uda się pogodzić te dwa elementy – tradycję i nowoczesność – Mokate pozostanie firmą rodzinną, która będzie się rozwijać i odnosić sukcesy także za wiele lat.
Czytaj też:
Między pokoleniami i strategiami – potrzeby firm rodzinnych w PolsceCzytaj też:
500 najbogatszych rodzin świata. Wiele z nich zarabia w Polsce miliardy
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.