Naszą debatę rozpoczęliśmy od fundamentalnego pytania – dlaczego jest tak, jak zresztą wynika praktycznie ze wszystkich badań i raportów na temat firm rodzinnych w Polsce, że rodzice swój biznes chcą przekazywać dzieciom, ale dzieci tego biznesu od rodziców przejąć już nie chcą.
Pierwsza w dyskusji głos zabrała dr Małgorzata Rejmer, nestor i prezes Kancelarii Finansowej LEX, która już od 30 lat pomaga firmom rodzinnym w procesach sukcesyjnych. Jej zdaniem, powodów tego stanu rzeczy jest wiele, ale kwestią zasadniczą jest sam obraz, jaki młode pokolenie ma w oczach, widząc swoich rodziców – przedsiębiorców.
Pokazać drugą stronę medalu
– Zwróćmy uwagę, że młodzi ludzie często wręcz od urodzenia byli świadkami trudnych rozmów w rodzinach, że firma to problemy, wyzwania, ciągłe kontrole. Człowiek, który wchodzi w dorosłe życie, zadaje sobie więc pytanie – czy ja chcę takiego życia? Przecież mam wybór, mogę się realizować w inny sposób. Wtedy rodzice – nestorzy często z takim żalem w sercu mówią do nas – jak to jest, przecież budowaliśmy firmę z myślą o nich, a oni nie chcą przejmować. Zadaję wtedy pytanie, czy przez te wszystkie lata była jakaś naturalna okazja do tego, żeby pokazać dzieciom drugą stronę medalu – to, jaką fascynującą sprawą jest bycie przedsiębiorcą? I niestety, puentując, dochodzimy tutaj do wniosku, że profesjonalne przygotowanie sukcesorów wymaga czasu. To nie jest kwestia kilku miesięcy, tylko kilkunastu albo nawet kilkudziesięciu lat. Z drugiej strony, skąd nestorzy mają brać przykłady? Przecież są dopiero pierwszym pokoleniem, które stanęło wobec wyzwania sukcesyjnego – mówiła dr Rejmer.
Edukacja szwankuje
Do rozmowy włączył się Robert Składowski, prezes Ogólnopolskiej Federacji Przedsiębiorców i Pracodawców Przedsiębiorcy.pl. – Nie ma tygodnia, żebym nie rozmawiał o sukcesji z przedsiębiorcami – członkami naszej federacji. Będąc ostatnio w jednej z firm, rozmawiałem z młodym człowiekiem, który skończył 18 lat, a jego dziadek 35 lat temu zakładał firmę. Ten chłopak mówił do mnie: Ja nie chcę chyba tak ciężko pracować jak tata. To pierwsza rzecz, którą zauważam, że dzisiejsze społeczeństwo myśli zupełnie inaczej – tłumaczył.
Jego zdaniem, w sprawie sukcesji szwankuje system edukacji. Badania pokazują, że młodzi ludzie zaczynający studia w 70 proc. deklarują, że myślą o założeniu własnej firmy. Ale kiedy już skończą studia, to własny biznes zakłada jakieś 3-5 proc. absolwentów.
– Coś jest tutaj nie tak. Przez te 35 lat młodzi ludzie zwiedzili świat, skończyli najlepsze uczelnie na świecie, często w ogóle niezwiązane z biznesem, które prowadził ich dziadek czy tata. Proces przygotowania młodego człowieka do prowadzenia firmy powinien trwać latami. Potrzebna jest tutaj edukacja, której tak bardzo brakuje polskim przedsiębiorcom jeśli chodzi o sukcesję
– mówił Składowski.
Rewolucja mentalna
Zaproszenie do naszej debaty przyjął Jarosław Zieliński, założyciel i prezes Polkorn Piekarni z Cukiernią z Ciechocinka. Jako przedstawiciel nestorów w firmach rodzinnych, opowiadał, że on pierwszy raz zainteresował się tematem sukcesji 5 lat temu. Został zaproszony na spotkanie poświęcone temu tematowi organizowane na Wzgórzach Dylewskich.
– Tam dotarła do mnie świadomość, że za 5 lat skończę 65 lat i trzeba coś zrobić, kiedy jeszcze starcza mi sił, kiedy jest jakaś energia, żeby firmę przekazać, żeby coś po sobie zostawić
– opowiadał. Zdecydował się zarejestrować fundację rodzinną. – To, co było najtrudniejsze, to powierzenie losów swoich i własnej firmy nowym rozwiązaniom prawnym. Ten moment pozbycia się majątku. Przez 33 lata gromadziłem jako przedsiębiorca wartości materialne i nagle instytucja prawna staje się ich właścicielem. Mi zostaje dom, samochód i zależę od nowego systemu – tłumaczył swoje obawy.
Młodych ciągnie korporacja
– Do sukcesji nikogo nie można zmusić, tylko dlatego, że jest się synem, córką, że funkcjonuje się w tej rzeczywistości, zna się te tematy, że w kuchni rozmawia się o problemach w firmie rodzinnej – włączył się do rozmowy Wojciech Miedziński, prezes Narodowego Instytutu Rozwoju Przedsiębiorczości.
Pozostaje pytanie, jak młodych ludzi zachęcać, żeby decydowali się przejąć firmę po rodzicach?
Czytaj też:
Wyzwania i przyszłość firm rodzinnych w Polsce
Zdaniem Miedzińskiego, na pewno bardzo ważna jest edukacja. On sam jako wykładowca na studiach licencjackich widzi, jak wielka jest przestrzeń do mówienia o przedsiębiorczości. – Dzisiaj młody człowiek często nie ma w ogóle pojęcia, jak zarejestrować własną firmę – podkreślił. Kiedy pyta swoich studentów, których rodzice mają firmy rodzinne, czy chcą pracować w firmie mamy czy taty, słyszy „nie”. – Pytam – dlaczego? Słyszę – bo tam jest nieciekawie, bo ja chcę się rozwijać, chociaż młody człowiek na tym etapie jeszcze nie wie, co to jest rozwój. Młodych ludzi ciągnie korporacja, która ma swoją strukturę, swoją ścieżkę awansu, rozwoju wewnętrznego – tłumaczył.
Odnaleźć własne wartości
Naszą prelegentką była również Ewa Karbowska, przedstawicielka pokolenia sukcesorów, która zaledwie kilka miesięcy temu przejęła rodzinną firmę PAK.
– Wchodząc do przedsiębiorstwa, musiałam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy znajdę w niej dla siebie jakąś wartość. Musiałam odpowiedzieć sobie na pytania, czym tak naprawdę zajmuje się moja firma, czy to lubię, jaką rolę będę w niej pełnić, gdzie chcę, żeby moje przedsiębiorstwo było za 5,10,15 lat i czy sama mam odpowiednie kwalifikacje i umiejętności do tego, aby ją dalej poprowadzić
– mówiła Karbowska.
Te wartości udało jej się znaleźć, odpowiadając sobie na pytania, dlaczego produkcja opakowań dla branży spożywczej, czym zajmuje się PAK, tak rozwijają się na rynku. – Stworzyłam dla siebie własną wartość, że te opakowania są po to, żeby lepiej chronić produkt, żeby nie marnować żywności, że są skuteczne. Pytałam się, dlaczego mamy problem z recyklingiem tworzyw sztucznych? Bo nasz surowiec jest już z odpadu – jest tak tani, że nikomu na rynku nie opłaca się go zbierać jeszcze raz. Weszłam głębiej w to wszystko i znalazłam swoje wartości. Znalazłam ludzi w firmie, którzy je podzielają, widzą we mnie partnerkę do dalszego rozwoju – tłumaczyła.
Gen nieśmiertelności
Zdaniem dr Małgorzaty Rejmer w fundamencie samej sukcesji powinien leżeć prymat woli.
– To kluczowe, żeby pierwotny właściciel odpowiedział sobie na pytanie, czy moją wolą jest, aby ta firma funkcjonowała, kiedy już mnie w niej nie będzie – kiedy osiągnę wiek emerytalny, kiedy zachoruję, kiedy przedwcześnie umrę. Co ciekawe, na tak zadane pytanie, 98 proc. przedsiębiorców odpowiada: „tak, to jest moją wolą”. Skoro tak, to pojawiają się kolejne pytania, czy taka jest też wola mojego sukcesora? Kto ma być tym sukcesorem? Moje dziecko czy może to powinien być model sukcesji w oparciu o pracowników, menadżerów z zewnątrz? Określenia sukcesja nie należy ograniczać tylko do tego, że rodzic przekazuje firmę dziecku – tłumaczyła właścicielka Kancelarii Finansowej LEX.
Kolejnym ważnym elementem, według dr Małgorzaty Rejmer, jest określenie zasad, na których sukcesja ma być realizowana. Kiedy ona sama rozmawia z pokoleniem sukcesorów, to wielokrotnie słyszy argument, że w zasadzie to rodzice już założyli, że dziecko przejmie tę firmę, ale nie wie, kiedy i na jakich warunkach.
– To jest deprymujące, to powoduje, że młody człowiek nie chce angażować się całym sobą w biznes rodzinny. Często sukcesja jest w głowach rodziców, nie mówiąc już o tym, że nie jest sprofesjonalizowana
– mówiła.
Kolejny ważny punkt to pieniądze, o czym w Polsce nadal mówi się dość niechętnie. – Nestorzy muszą mieć zagwarantowane zabezpieczenie finansowe. Pierwotni właściciele bardzo się tego obawiają. Nie dziwmy się, że tak jest, bo przez te wszystkie lata utrzymywali się przecież z dochodów, które generowały ich firmy, a teraz stają w obliczu takiej perspektywy, że mają córkę, mają syna, którzy przejmą ich biznes za kilka lat, a z czego oni będą żyć? Czy to będzie polegać na tym, że co miesiąc będę brać słuchawkę do ręki i mówić: Synek, bądź człowiekiem, przelej matce parę złotych na konto. To jest uwłaczające. Jeśli nie wprowadzimy rozwiązań formalno-prawnych, żeby ten dochód był dla rodzica gwarantowany, tak długo, jak nestor nie powie o tym wprost, tak długo będzie to jeden z poważniejszych blokerów odsuwających sukcesję w czasie, a nestor będzie jeszcze wyżej wyciągać na powierzchnię swój gen nieśmiertelności, że on jeszcze nigdzie się nie wybiera, że ma jeszcze dużo czasu – tłumaczyła dr Rejmer.
Ostatnią rzeczą, wartą, jej zdaniem, podkreślenia, jest to, żeby pokolenie nestorów miało pomysł na siebie, na nowe życie po życiu w firmie. – Do tej pory angażowali się w rozwój tego biznesu od świtu do nocy i stają wobec takiej perspektywy – mam 65 lat, czuję, że mam jeszcze dużo energii, ale co ja będę jeszcze w życiu robił? Trzeba odpowiedzieć sobie na to pytanie. Jeżeli znajdę dla siebie atrakcyjny pomysł, wtedy te procesy sukcesyjne pójdą łatwiej, a nestorzy zobaczą, że w życiu nie pojawi im się pustka, tylko czas nowego otwarcia, a wszystko, co nowe jest ekscytujące – dodała właścicielka KF LEX.
Prawo nie zachęca
Robert Składowski wrzucił do dyskusji kolejny problem, który jeszcze mocno w rozmowie nie wybrzmiał. – Konflikty rodzinne, które się zdarzają, są i na pewno będą w firmach rodzinnych. Przyczyniają się do tego, że właściciele przedsiębiorstw odciągają proces sukcesji w czasie. Uważają, że to się jakoś ułoży. Ujawnia się wtedy brak profesjonalnego zarządzania, bo problemy firmy są przenoszone do domu i na odwrót. Namawiałbym wszystkich przedsiębiorców do wprowadzania zewnętrznego zarządzania firmą, aby ten proces sukcesyjny był łatwiejszy – mówił prezes Przedsiębiorcy.pl.
Czytaj też:
Polski biznes na rozdrożu. „Potrzebujemy strategii ponad podziałami”
W kierowanej przez niego federacji od lat wałkuje się kolejny ważny temat, czyli niestabilne albo niekorzystne dla przedsiębiorców polskie prawo. Bez niego udanych sukcesji w firmach rodzinnych dalej nie będzie. – Dzisiaj jesteśmy przerażeni, ze sukcesja następuje tylko u 10 proc. firm rodzinnych w Polsce. Ja w ogóle nie jestem tym zdziwiony, bo gdy młodzi ludzie to wszystko obserwują, podejmują takie, a nie inne decyzje związane z sukcesją. Gdy zsumujemy te wszystkie zagrożenia, które widzą młodzi ludzie, to sam się zastanawiam, czy chciałbym własne dzieci pakować w biznes – dodał.
Jego zdaniem, sami przedsiębiorcy też są sobie winni, bo zaledwie 3 proc. polskich firm jest zrzeszonych w jakichkolwiek organizacjach. – Gdzie oni mają zdobywać wiedzę, wymieniać się doświadczeniami, przekazywać swoje umiejętności, pokazywać swoje sukcesy i porażki – pytał retorycznie Składowski.
Czasem lepiej sprzedać
Jarosław Zieliński z firmy Polkorn mówił, że najbardziej w całym procesie sukcesyjnym brakuje mu dzisiaj edukacji mentalnej czy psychologicznej dla kogoś jak on, kto przekazuje rodzinną firmę nie dzieciom, a zewnętrznym menadżerom. – Brakuje mi tego, jak przekazać tę własność, wiedzę, ład korporacyjny tak, żeby sukcesor z zewnątrz poruszał się według tych samych wartości – mówił. Po chwili spytał, co dzieje się z tymi 90 proc. firm, gdzie sukcesja się jednak nie udaje. – Najczęściej zostają sprzedane – odpowiedzieli mu inni prelegenci.
Przywołano przykład Solarisa, polskiej firmy rodzinnej założonej przez małżeństwo Olszewskich, która zamiast trafić do ich dzieci, została sprzedana hiszpańskiemu koncernowi CAF.
– Czasami sukcesji po prostu nie da się przeprowadzić i sprzedaż jest jedynym rozwiązaniem, żeby firma ocalała i rozwijała się dalej
– mówił Miedziński.
Jak jego zdaniem pomagać sukcesji? – Nie czekać do ostatniej chwili. Kiedy orientujemy się, że dochodzimy do ściany, to dopiero wtedy zaczynamy o przekazaniu firmy myśleć. Mówiąc o wsparciu procesu sukcesji, to nie da się tego zrobić na szybko, nie da się nadrobić straconego czasu – mówił prezes Narodowego Instytutu Rozwoju Przedsiębiorczości.
Traumatyczne przeżycie dla obu stron
Zdaniem Ewy Karbowskiej, jeżeli w rodzinie pojawia się dyskusja o sukcesji, to najlepiej zaprosić do niej profesjonalistów – Oni nazwą pewne rzeczy, o których prowadząc firmę, nie definiujemy. Z czego składa się sukcesja, jakie są jej etapy. Nawet jeśli mamy plany przekazania firmy dopiero za 10 lat, to już jest czas, żeby kogoś zaprosić na spotkanie, żeby ktoś nam o tym opowiedział, żeby już zacząć to sobie układać. My bez pomocy profesjonalistów byśmy sobie nie poradzili – mówi nowa prezes rodzinnej firmy PAK.
Jej zdaniem, taka ostateczna sukcesja jest traumatycznym przeżyciem dla obu stron. – Pracując w firmie rodzinnej, w różnych momentach wychodzą wszystkie potwory z szafy. Każdy ma jakieś doświadczenia rodzinne, a prowadzenie rodzinnego przedsiębiorstwa, to nie jest tylko wspólny obiad przy świątecznym stole, tylko ciągła współpraca przy bardzo trudnych decyzjach i ryzykach – tłumaczyła Ewa Karbowska.
Jej zdaniem, im bardziej się firmę sprofesjonalizuje, poukłada, nazwie wartości, odpowie sobie na pytanie, dlaczego ludzie pracują w niej tak długo, dlaczego klienci ciągle przy niej są, tym łatwiej będzie w przyszłości ją przejąć.
Na koniec naszej dyskusji rozmawialiśmy o fundacjach rodzinnych, za których ciaśniejsze uregulowanie chce się zabrać Ministerstwo Finansów. Mimo hucznych zapowiedzi przykręcania im podatkowej śruby, nic złego jak na razie się nie dzieje. Wszyscy rozmówcy byli tutaj zgodni, że fundacji należy bronić, bo jak na razie jest jedynym sprawdzonym modelem pomagającym w przeprowadzaniu procesów sukcesyjnych w polskich firmach. Bez niej z sukcesją może być jeszcze trudniej.
Całą relację wideo z debaty pt. „Jak odnieść sukces w sukcesji? Wyzwania dla firm rodzinnych w Polsce” można zobaczyć na naszym kanale YouTube Wprost.
Czytaj też:
Krótki poradnik sukcesyjnyCzytaj też:
Sukcesja z sukcesem: Córki przejmują stery w grupie Salve Medica
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.