Od konia i pługa po techniczną rewolucję. 35 lat zmian w polskim rolnictwie

Od konia i pługa po techniczną rewolucję. 35 lat zmian w polskim rolnictwie

Dodano: 
Ciągnik rolniczy, zdjęcie ilustracyjne
Ciągnik rolniczy, zdjęcie ilustracyjne Źródło:123RF
35 lat temu, gdy Polska wchodziła w realia gospodarki rynkowej, na 100 ha polskich użytków rolnych przypadało zaledwie 6 ciągników. Dominował koń, praca mięśni i mało wydajne techniki. Dziś Polska jest jednym z największych producentów żywności w Europie. Sprawdzamy, jak zmieniało się polskie rolnictwo na przestrzeni ostatnich lat i jaka przyszłość może je czekać.

W 1989 roku, gdy w życie wchodziła ustawa Wilczka, polska branża rolnicza była w trudnej sytuacji. Dominowały małe, prywatne gospodarstwa rolne. Państwowe gospodarstwa, czyli PGR-y stanowiły zaledwie ok. 15 proc. powierzchni rolnej. Polska, obok Jugosławii, była pod tym względem ewenementem w bloku wschodnim. Jednak mimo znacznego udziału prywatnych gospodarstw, państwowe wsparcie w postaci choćby subsydiów na zakup maszyn rolniczych przez lata kierowane było przede wszystkim do PGR-ów.

Średnia wielkość gospodarstwa wynosiła około 7 hektarów, co było niewystarczające do prowadzenia efektywnej produkcji na dużą skalę. Wydajność rolnictwa była stosunkowo niska, zwłaszcza w porównaniu do krajów zachodnich, głównie ze względu na przestarzałą infrastrukturę i ograniczony dostęp do nowoczesnych technologii.

– Wchodząc w okres transformacji, podstawową siłą pociągową w polskim rolnictwie był koń. W 1990 roku było około 6 ciągników na 100 ha użytków rolnych i trzeba pamiętać, że często były to maszyny o znacznym stopniu zużycia, wykonane rzemieślniczo. Koni za to było wtedy w Polsce około miliona, a sprzęt wykorzystywany w gospodarstwie właśnie do nich był dostosowany. Używane w rolnictwie metody były pracochłonne i opierały się na żywej sile pociągowej

– mówi w rozmowie z Wprost.pl prof. Stanisław Kowalczyk, kierownik Zakładu Rynku i Bezpieczeństwa Żywnościowego Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

Rolnictwo po transformacji

Po 1989 roku polska gospodarka, w tym branża rolnicza, przeszły przez okres intensywnych zmian strukturalnych i technologicznych. W 1990 roku ceny środków produkcji drożały dwukrotnie szybciej niż ceny produktów rolnych. Gwałtownie rosły także koszty obsługi kredytów, co doprowadziło do spadku rentowności. Likwidacji uległ także cały szereg dotacji dla przedsiębiorstw z branży rolniczej.

Reformy prorynkowe na wsi prowadziły do zmniejszenia liczby gospodarstw rolnych, zwłaszcza tych o powierzchni poniżej 15 hektarów. W latach 1988-1996 liczba gospodarstw zmalała o 126 tysięcy.

– Na początku lat 90. okazało się, że duża część rolników nie jest w stanie sobie w tych nowych warunkach poradzić. Na skutek likwidacji subwencji wielu z nich nie było stać nie tylko na to, by inwestować w mechanizację, ale choćby na środki ochrony roślin czy paszę. Powstała grupa gospodarstw o wielkości do 3 tys. ha, które nie były w stanie odtworzyć pełnego cyklu produkcji. Dopiero od 1994 roku, gdy powstała Polska Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa możemy mówić o pewnej świadomej polityce rolnej, której celem było kształtowanie nowej struktury w rolnictwie

– mówi prof. Kowalczyk.

Czytaj też:
Nowa Lista 100 najbogatszych Polaków „Wprost”. „Są rewolucyjne zmiany”

Poprawa rentowności

W kolejnych latach rządy zaczęły prowadzić politykę ograniczania importu produktów rolno-spożywczych. W tym samym czasie wyniki gospodarcze Polski zaczęły się poprawiać. W latach 1990-1991 PKB Polski spadał odpowiednio o 11 proc. i 7 proc., ale już w 1992 roku zanotowano niewielki wzrost. Lata 1995-1998 charakteryzowały się dynamicznym rozwojem polskiej gospodarki, z rocznym tempem wzrostu między 5 a 7,1 proc.

Znaczny rozwój rynku wewnętrznego przyczynił się do poprawy sytuacji polskich rolników. Mimo to w 1996 r. dochody osób zatrudnionych na wsi były ciągle o 34 proc. niższe od średniego wynagrodzenia w Polsce.

Koniec lat 90.

Końcówka lat dziewięćdziesiątych nie poprawiła znacząco sytuacji wielu gospodarstw rolnych. Nadwyżka produkcji i niekorzystna relacja wzrostu cen płodów rolnych w stosunku do kosztów produkcji były głównymi problemami. Początek lat 2000. charakteryzował się dalszym wzrostem liczby dużych gospodarstw rolnych, z najlepszymi wynikami osiąganymi przez gospodarstwa o powierzchni 20-200 hektarów.

Dzięki preferencyjnym kredytom z lat 1994-1998 te gospodarstwa unowocześniły swój park maszynowy i metody produkcji. Producenci warzyw i owoców również znacznie zwiększyli swoje dochody dzięki aktywności inwestycyjnej.

– Nowo otwarte linie kredytowe dotyczyły nie tylko zakupu nowych maszyn rolniczych, ale i modernizacji budynków gospodarczych. Wiele zakładów postawiono od zera, dzięki czemu Polska do dziś ma jeden z najnowocześniejszych przemysłów spożywczych w Unii Europejskiej. Skorzystała na tym przede wszystkim branża mleczarska, ale w dużym stopniu także warzywnictwo i sadownictwo. Jeszcze w latach 90. niemieccy rolnicy przyjeżdżali pod Grójec, aby uczyć się prowadzenia komercyjnych sadów – tłumaczy prof. Kowalczyk.

Nie wszystkim branżom udało się jednak wykorzystać dobre warunki. W tyle była zwłaszcza produkcja mięsa, której modernizacji w rozmowach przedakcesyjnych domagała się Unia Europejska. Ostatecznie część gospodarstw, którym nie udało się dostosować do unijnych obostrzeń, musiała zostać zamknięta.

Równocześnie rosła liczba najmniejszych gospodarstw o powierzchni poniżej 2 hektarów, które często stanowiły uzupełnienie dochodów uzyskiwanych z innych źródeł. W 2002 roku aż 26 proc. gospodarstw rolnych miało powierzchnię poniżej 2 hektarów, lecz w ich posiadaniu znajdowało się tylko 5 proc. użytków rolnych.

Wejście Polski do Unii Europejskiej

W 2004 roku nastąpił przełom. Wstąpienie Polski do Unii Europejskiej wiązało się z przyznaniem ogromnych środków dla rolnictwa. Początkowo ich źródło stanowiły dopłaty dla gospodarstw przyznawane w zależności od powierzchni oraz realizacja programów takich jak Plan Rozwoju Obszarów Wiejskich i Sektorowy Program Operacyjny „Restrukturyzacja i modernizacja sektora żywnościowego oraz rozwój obszarów wiejskich”.

Łączna kwota unijnych programów z lat 2004-2006 wyniosła ponad 20 mld zł. Objęcie polskiej wsi wspólną polityką rolną spowodowało wprowadzenie subwencji dla dochodów gospodarstw rolnych. W latach 2004-2010 udział subwencji unijnych w dochodach gospodarstw i przedsiębiorstw rolnych wzrósł z 34 proc. do 52 proc. Dodatkowym wsparciem były subsydia na unowocześnienie produkcji, których wartość wzrosła z 0,4 w 2004 roku do 1,6 mld zł w 2010 roku.

Mimo korzystnych zmian i otwarcia nowych perspektyw dla branży, pierwsza dekada XXI wieku wiązała się ze spadkiem produkcji rolnej, liczby gospodarstw, powierzchni użytków rolnych oraz pogłowia niektórych zwierząt. Zmniejszyła się liczba osób zatrudnionych w rolnictwie, co było wynikiem unowocześnienia produkcji. Zmieniła się również struktura zasiewów – żyto na lepszych glebach zastąpiła pszenica, natomiast na gorszych glebach uprawiano rośliny paszowe. Wzrosła też powierzchnia upraw owoców.

W latach 2004-2010 wzrosło pogłowie zwierząt, jednak zmieniła się struktura hodowli. Wzrosła liczba bydła, trzody chlewnej i drobiu, natomiast zmniejszyła się hodowla owiec. Jednym z efektów wstąpienia Polski do Unii Europejskiej był znaczny wzrost liczby gospodarstw ekologicznych. W latach 1990-2003 ich liczba wzrosła z 27 do 2286, a do 2012 roku istniało już 25,9 tys. takich gospodarstw.

– Unia Europejska od 25 lat stawia sobie za jeden z priorytetów rozwój gospodarstw ekologicznych, czyli tych, które z jednej strony w mniejszym zakresie eksploatują środowisko, a z drugiej oferują konsumentom żywność wolną od zanieczyszczeń chemicznych. Trzeba jednak powiedzieć, że jest to proces bardzo powolny. Widać to doskonale na przykładzie Polski, gdzie przez pierwsze 10 lat członkostwa program budowy takich gospodarstw rozwijał się bardzo szybko, wzrosty roczne były notowane nawet na poziomie 30 proc. Sytuacja jednak zmieniła się po 2014 roku, kiedy w nowej perspektywie budżetowej znacząco zmniejszono środki przeznaczone na ten cel. Okazało się, że rolnicy ekologiczni w dużym stopniu przedstawiają swoją produkcję z konwencjonalnej na ekologiczną mając nadzieję na kompensowanie niższych plonów środkami europejskimi. Gdy ich zabrakło wiele gospodarstw z powrotem przestawiło się na konwencjonalną produkcję rolną, liczba gospodarstw tego typu spadła do 17-18 tys. Obecnie znów rośnie, przekroczyła już barierę 20 tys., ale w dalszym ciągu jest to w granicach 3-3,5 proc. wszystkich użytków rolnych

– mówi prof. Kowalczyk.

Skok rozwojowy

Jak podaje Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, w latach 2004-2017 w ramach dopłat bezpośrednich do polskich rolników trafiło łącznie 160,5 miliardów złotych. Rekordowy był rok 2016, w którym rozdysponowano 14,6 miliardów złotych, a w następnym roku 12,5 miliardów złotych. Stały wzrost wartości dopłat miał miejsce w latach 2004-2011, kiedy to zwiększyły się one z 6,3 do 14,1 miliardów złotych. Od tamtej pory utrzymują się na podobnym poziomie.

Budżet Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2014-2020 wynosił 13,6 mld euro, z czego 8,7 mld stanowiły środki europejskie, a 4,9 mld euro – krajowe. Mimo ogromnego skoku technologicznego, rolnictwo się nie konsoliduje. Dalej dominują niewielkie gospodarstwa.

Powierzchnia gospodarstw rolnych w 2015 roku

Koniec drugiej dekady XXI wieku

Mimo ogromnych środków unijnych, nie udało się rozwiązać wszystkich problemów, z którymi borykali się polscy rolnicy. Jednym z nich jest zadłużenie gospodarstw. W II kwartale 2018 roku Krajowy Rejestr Długów zanotował zaległości płatnicze rolników oraz innych przedsiębiorców rolnych, leśnych i rybackich na kwotę 484 mln zł.

Aż 84 proc. tej sumy przypadało na rolników. Średnio każdy z zarejestrowanych dłużników winien był 52 tys. zł, choć rekordzista z Częstochowy zalegał z płatnościami na ponad 10 mln zł.

Czytaj też:
100 największych polskich eksporterów. Te firmy są naszą wizytówką na świecie

Stan branży dzisiaj

Obecnie polska branża rolnicza jest jednym z kluczowych sektorów gospodarki. W 2023 r. rolnictwo wygenerowało przychody w wysokości około 50 mld zł. Sektor rolniczy stanowi około 2-3 proc. PKB, podczas gdy w 1989 roku jego udział wynosił około 8-10 proc. Różnica ta nie wynika jednak ze spadku dochodów w rolnictwie, a gwałtownego skoku innych gałęzi gospodarki. Branża zatrudnia około 10 proc. siły roboczej, co czyni ją istotnym elementem polskiego rynku pracy.

Udział rolnictwa w PKB

Polska jest jednym z największych producentów żywności w Europie, specjalizując się w produkcji owoców, warzyw, mięsa oraz mleka. Eksport produktów rolnych ma znaczący wpływ na bilans handlowy kraju, przyczyniając się do poprawy sytuacji gospodarczej. Najwięksi gracze na rynku to zmodernizowane, duże gospodarstwa rolne oraz spółdzielnie rolnicze, które dzięki wsparciu finansowemu i technologicznemu zdołały stać się konkurencyjne na arenie międzynarodowej. Jednocześnie, choć dominującą formą własności jest indywidualna własność prywatna, polskie rolnictwo wciąż pozostaje jednym z najbardziej rozdrobnionych w Unii Europejskiej.

Wielkość gospodarstw rolnych w 2020 roku

– Polski rolnik w dalszym ciągu nie przekonał się do pracy zespołowej, czyli wspólnego organizowania produkcji czy dystrybucji. W krajach zachodnich rolnicy też nie zakładają wspólnych form produkcji, ale bardzo często zrzeszają się, aby wspólnie sprzedawać. Jeśli robią to poprzez związki branżowe, to mają większą siłę przetargową w stosunku do koncernów spożywczych. W Polsce tego nie ma, warunki dyktują przetwórcy

– mówi prof. Kowalczyk.

Czytaj też:
W jakich branżach zarabia się najlepiej? Zaskakujące dane GUS

Ryzyka i wyzwania

Jednym z głównych wyzwań stojących przed polskim rolnictwem jest wprowadzenie europejskiego Zielonego Ładu. Nowe regulacje i wymagania mają na celu osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 r., co może wprowadzić dodatkowe koszty i wymusić zmiany w praktykach rolniczych, a to wiąże się z kosztami i stwarza trudności organizacyjne.

– Rolnictwo unijne, tak jak zostało ono stworzone przez Wspólną Politykę Rolną, jest w skali świata ogromnym eksperymentem. Stworzono wyjątkowy reżim produkcyjny, w rolnictwie i przetwórstwie, i jednocześnie powstał ogromny mechanizm wsparcia. Mimo zawirowań, około 30 proc. unijnego budżetu jest przeznaczana na politykę rolną, a dzięki funduszom kohezyjnym, które alokują w nią pieniądze w trochę inny sposób, jest to nawet większa część niż mogłoby się wydawać. Wymagania są bardzo wysokie, ale i subwencje są bardzo wysokie. Europejskie gospodarstwa są w takiej wiązance uwarunkowań, że de facto nie funkcjonują samodzielnie. Mało tego, stworzono model gospodarstwa, który jest bardzo sprawny technicznie, ale z drugiej strony niewydolny. Nawet w krajach takich jak Dania czy Szwecja, gdyby zabrać wszystkie unijne środki, rolnictwo stałoby się deficytowe. To powoduje, że każda kolejna modyfikacja powinna być ze wszystkich stron oceniana zanim wejdzie do realizacji – komentuje prof. Kowalczyk.

Czytaj też:
Mocne słowa z Ukrainy. „Bez sojuszu z Polską nie wygramy wojny”

Poważny problem dla polskich rolników stanowi także import ukraińskiego zboża. Gdy po ataku Rosji na Ukrainę Unia Europejska umożliwiła bezcłowy obrót płodami rolnymi z Ukrainy, część zboża, która dotarła na polski rynek doprowadziła do znacznego spadku cen. Napływ ukraińskiego zboża na polski rynek został wstrzymany wiosną 2023 r. Choć obecnie możliwy jest jedynie tranzyt przez Polskę, rolnicy zwracają uwagę, że na tym polu może dochodzić do nadużyć.

– Kondycja polskich gospodarstw rolnych jest, w mojej ocenie, dobra. Po drugie, problem importu ukraińskiego zboża został w dużym stopniu sztucznie rozdmuchany. Te głosy krytyczne dotyczące zablokowania importu są, moim zdaniem, niemądre. My około 40 proc. żywności produkowanej w Polsce eksportujemy. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś w ramach retorsji, blokuje eksport z Polski. To byłby najgorszy scenariusz dla polskiego agrobiznesu, jaki można sobie wyobrazić

– mówi prof. Kowalczyk.

Zdaniem eksperta, negocjacje akcesyjne do Unii Europejskiej, do jakich przystępuje Ukraina, polski agrobiznes powinien wykorzystać inwestując w przetwórstwo produktów rolnych z Ukrainy.

– Mamy doskonale rozwinięty przemysł przetwórczy, którego moce przerobowe nie są w 100 proc. wykorzystywane. W zależności od branży szacuje się, że 20-30 proc. tych mocy jest wolne. Z drugiej strony, mamy po sąsiedzku bardzo duży rynek surowca rolnego, którego nie ma gdzie przetworzyć, ponieważ póki co Ukraina przemysłu przetwórczego nie ma. Z ekonomicznego punktu widzenia jest to dla Polski nieprawdopodobna szansa – powiedział prof. Kowalczyk.

Czytaj też:
10 najbogatszych Polaków 35-lecia. „Taka okazja, jaką miał Kulczyk już się nie powtórzy”
Czytaj też:
„Wprost” rusza z Forum Wolności Gospodarczej. To unikalny projekt na polskim rynku medialnym

Źródło: Wprost