Marek Roefler: Duży polski biznes odpłynął do Szwajcarii. To wielka strata dla kraju

Marek Roefler: Duży polski biznes odpłynął do Szwajcarii. To wielka strata dla kraju

Dodano: 
Marek Roefler
Marek Roefler Źródło:Archiwum prywatne / Marek Roefler
– Ostatnie lata PiS charakteryzowały się dużym odpływem największych polskich przedsiębiorców do Szwajcarii. Najbogatsi Polacy przenosili się tam w obawie przed własnym państwem – mówi w wywiadzie dla „Wprost” Marek Roefler, właściciel firmy deweloperskiej Dantex i jeden z najbogatszych Polaków.

Szymon Krawiec, „Wprost”: To był przypadek?

Marek Roefler: Trochę tak. Do pierwszego biznesu namówiłem krawca, który szył mi garnitur na ślub. On miał lokal. Ja miałem trochę odłożonego grosza. On miał szyć, ja kupować materiały i sprzedawać. I tak się zaczęło.

I tak fizyk został krawcem.

Z wykształcenia jestem rzeczywiście fizykiem. Po studiach pracowałem na Uniwersytecie Warszawskim jako młody asystent. Zarabiałem 500 zł, a wydawałem po 2-3 tys. zł miesięcznie. Na mieszkanie, na samochód. Trzeba było coś robić, żeby się utrzymać.

Pierwsza praca?

To pewnie wyjazdy studenckie na saksy. W latach 70. trochę się za komuny poluzowało. Studenci mogli wyjeżdżać za granicę. Dostawać pracę na kartę studenta. Jeździłem po całej Europie. Skandynawia, Belgia, Holandia. Łapałem się głównie prac dorywczych na budowach. Odłożyłem trochę waluty i mogłem zainwestować.

Czytaj też:
Oto 35 najbogatszych Polaków 35-lecia. Nowy ranking „Wprost”

W szycie ubrań z zaprzyjaźnionym krawcem.

Na początku działałem jako zwykły zakład rzemieślniczy, bo innych możliwości nie było. Początki były naprawdę skromne. Trzy maszyny do szycia. Trzech pracowników.

W tamtych czasach poznałem Zbigniewa Jakubasa. On wynajął sklep na Tamce w Warszawie, ja dostarczałem mu pierwsze ubrania. Później z rzemieślnika stałem się właścicielem firmy polonijnej. To był taki pomysł ówczesnej władzy ludowej na ściągnięcie do Polski zagranicznych inwestorów i ich kapitału. Żadnego zagranicznego kapitału oczywiście nie było, ale było wielu przedsiębiorczych Polaków, którzy postanowili z nowych możliwości skorzystać.

Pan zagranicznego wspólnika znalazł w Danii.

To znowu był przypadek. Znajomy znajomego, Duńczyk.

Musiałem mieć jakiegoś zagranicznego inwestora na papierze, żeby firmę polonijną w ogóle otworzyć. To wszystko w tamtym czasie było fikcją. Ten Duńczyk miał mniejszościowe udziały, nie był zaangażowany przesadnie w działalność.

I tak w 1983 roku powstał Dantex.

Nazwa też trochę polsko-duńska, bo połączenie słów: Dania i tekstylia.

Jakie to były czasy?

Pierwsi właściciele firm polonijnych byli z całkowicie nowego rozdania. W latach 80. cała prywatna inicjatywa kwitła przecież na bazarach. Ale to środowisko było bardzo małe i niezwykle hermetyczne. Nie miałem w ogóle do nich wejścia. Nikogo nie dopuszczali do siebie. Żyli w strachu przed milicją, że ktoś szykuje prowokację, że będzie kontrola.

Artykuł został opublikowany w 23/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.