Tak polska rewolucja przemysłowa zdobywała świat. „Od łódzkich włókniarek do gigantów od kauczuku”

Tak polska rewolucja przemysłowa zdobywała świat. „Od łódzkich włókniarek do gigantów od kauczuku”

Dodano: 
Produkcja, przemysł – zdj. ilustracyjne
Produkcja, przemysł – zdj. ilustracyjne Źródło: Shutterstock / Dusan Petkovic
Od włókniarek i kopaczy siarki, po gigantów od kauczuków i żywic. Polska rewolucja przemysłowa pożarła nierentowne kopalnie, huty i fabryki, dając za to życie nowym branżom, które ciągną nasze PKB do przodu. Dystans Polski do krajów wysoko uprzemysłowionych nigdy w naszej historii nie był tak niewielki.

„Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic. To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę. Cóż stracimy? Zarobić zawsze można” – brzmi jeden z najsłynniejszych cytatów z „Ziemi Obiecanej” Władysława Reymonta. Tak trzej przyjaciele: Karol, Maks i Moryc zaczynali swoje marzenia o budowie fabryki w Łodzi, chcąc jak najszybciej dorobić się wielkich pieniędzy. Tak też rodził się wielki polski przemysł.

Sama Łódź, która jeszcze na początku XIX wieku miała 800 mieszkańców, urosła w ciągu kilkudziesięciu lat do ponad stutysięcznego miasta. Niedługo przed wybuchem pierwszej wojny światowej miała już grubo ponad pół miliona mieszkańców.

„W tempie rozwoju dorównywało jej tylko Chicago” – pisali w swojej książce pt. „Łódź” Wojciech Górecki i Bartosz Józefiak.

W łódzkim przemyśle włókienniczym budowały się gigantyczne fortuny Herbsta, Kindlera, Kona, Geyera czy wreszcie Poznańskiego. Ten ostatni przybył ponoć do Łodzi jak włóczykij z jednym tobołkiem na plecach. Lata później, gdy budował swój łódzki pałac, architekt miał go spytać, w jakim stylu ma go zaprojektować. „Jak to w jakim stylu? We wszystkich stylach! Stać mnie na to” – odpowiedział mu krótko Poznański. Jego syn miał prosić rosyjskiego cara Mikołaja II, czy podłogę w pałacu może wyłożyć złotymi pięciorublówkami z jego podobizną. Car się podobno zgodził, ale zastrzegł, żeby monety ustawić pionowo.

Przed II wojną światową Poznańscy popadli w długi. Ich zakłady znacjonalizowano. Po wojnie w pałacu działało kilka urzędów, potem muzeum historii miasta. Słynna fabryka Poznańskiego to teraz łódzka Manufaktura – jedno z największych centrów handlowych w Europie, które należy do niemieckiego funduszu inwestycyjnego. W fabryce Geyera działa również muzeum. Naprzeciwko, w dawnych poprzemysłowych budynkach, ulokowało się kilka restauracji, siłownia, tor do jazdy na rolkach.

W Zjednoczonych Zakładach Przemysłowych Karola Schreibera i Ludwika Grohmana hula dzisiaj wiatr. Jeszcze w PRL pracowały tutaj zakłady Unionteksu. 13 czerwca 1987 r. fabrykę odwiedził nawet Jan Paweł II, gdzie po raz pierwszy podczas swojego pontyfikatu spotkał się z polskimi ludźmi pracy, czyli łódzkimi włókniarkami. Dzisiaj dawne zakłady zarastają lebiodą. Na ogrodzeniu widać tylko wyblakły transparent, że był tu kiedyś Ojciec Święty.

Łódzki przemysł umierał powoli. Agonia zaczęła się od 1989 roku, kiedy zacofane, zadłużone i mało konkurencyjne zakłady po prostu straciły rynki zbytu.

W takiej sytuacji była w zasadzie większość polskiego przemysłu. Nie tylko Łódź, ale i państwowe fabryki w Warszawie, Gdańsku, Katowicach musiały zmierzyć się z kapitalizmem. Nie obyło się bez ofiar.

Artykuł został opublikowany w 33/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.